•   Thursday, 18 Sep, 2025
  • Contact

Zwiedzaj świat nie wyjeżdżając z Toronto

Po co pakować walizki, skoro cały świat zapako- wał się do Toronto? Wystarczy karta Presto, wygodne buty i odrobina ciekawości. Toronto nie bez powodu nazywane jest jednym z najbardziej wielokulturowych miast świata. Ponad połowa mieszkańców urodziła się poza Kanadą. W tej metropolii mówi się w ponad 180 językach i dialektach. Każda ulica, każdy mural, każdy zapach to inna historia, inna kuchnia, inna opowieść o tym, jak wygląda świat – bez konieczności opuszczania miasta.

Dzień warto zacząć w Chinatown. Tutaj, między Spadina a Dundas, czuć zapach imbiru, świeżego kolendry i historii, które przyszły tu z Szanghaju, Kantonu i Hongkongu. Chinatown w Toronto to jedna z największych chińskich społeczności w Ameryce Północnej. Znajdziesz tu setki restauracji, sklepików z herbatą i świeżym tofu, które pojawia się na półce szybciej niż mleko w supermarkecie. W jednej z bocznych uliczek możesz zjeść najlepsze dim sum na półkuli zachodniej, a jeśli dobrze trafisz, poznasz babcię, która przygotowuje pierożki według przepisu swojej bab-ci. Prawdziwa historia, trzy pokolenia ciasta i szczypiorku.

Kiedy już zaspokoisz poranny głód, czas na espresso w Little Italy. Włoska społeczność w Toronto ma swoje korzenie w XIX wieku, ale największy napływ miał miejsce po II wojnie światowej. Dziś Little Italy, skupione wokół College Street, pachnie kawą, pizzą z pieca i obietnicą dolce vita. W lipcu warto odwiedzić Taste of Little Italy – festiwal, na którym można spróbować wszystkiego, od kla- sycznych canolli po najbardziej niemożliwe odmiany gelato, jak lawenda z cytryną czy bazylia z czekoladą. Włoska diaspora w Ontario liczy dziś około 470 tysięcy osób – co oznacza, że statystycznie jeden na dziesięciu sąsiadów Twojej cioci miał kiedyś dziadka o imieniu Giovanni.

Nieco dalej na zachód rozciąga się Little Portugal. Pastel de nata – ciasteczko, które wygląda jak niepozorny budyń, ale smakuje jak objawienie – to tu prawdziwy król. W lokalnych cukierniach na Dundas West wypiekane są setki tych ciastek dziennie. Portu- galczycy w Toronto stworzyli jedną z najbardziej aktywnych społeczności w mieście, organizując co roku Portugal Day Parade – kolorowy pochód z muzyką, tańcami i grillowanymi sardynkami, które pachną na kilka przecznic.
Jeśli masz ochotę na coś ostrzejszego – dosłownie i kulturowo – czas na Gerrard India Bazaar. To największe skupisko sklepów i restauracji południowoazjatyckich w Ameryce Północnej. Można tu kupić sari, złote bransoletki, przyprawy z nazwami trudnymi do wymówienia i zjeść curry, które rozgrzeje Ci serce i zatoki. Odbywają się tu również liczne festiwale, w tym South Asian Festival, który przyciąga dziesiątki tysięcy odwiedzających – a liczba porcji mango lassi serwowanych w ciągu jednego dnia przekracza średnie miesięczne spożycie mango w Nowej Fundlandii.

Kierując się na zachód trafiamy do Parkdale, czyli Little Tibet. To właśnie tutaj mieści się jedna z największych społeczności ty- betańskich poza Azją. Momos – pierożki gotowane na parze, najczęściej podawane z ostrym sosem i herbatą z masłem – podawane są tu z szacunkiem, który przypomina ceremonię. W sklepach znajdziesz buddyjskie flagi modlitewne, kadzidełka i dzwoneczki, a w restauracjach panuje cisza nie do końca wynikająca z braku klientów, ale z duchowego skupienia nad jedzeniem.

A może masz ochotę na grilla na środku stołu? Wtedy wsiadasz w metro i wysiadasz w Koreatown przy Bloor Street. Tu rządzi ki-mchi – fermentowana kapusta o smaku tak silnym, że potrafi obudzić cię lepiej niż budzik. Koreańskie restauracje oferują własnoręczne grillowanie mięsa, podawane z zupą miso, ryżem i niekończącymi się miseczkami pełnymi dodatków, których nazwy trudno zapamiętać, ale łatwo pokochać.

Nie sposób pominąć Greektown, czyli fragmentu Danforth Street, który na kilka dni w roku zamienia się w najbardziej aromatyczną ulicę w kraju. Taste of the Danforth przyciąga ponad półtora miliona osób, co czyni go największym ulicznym festiwalem kulinarnym w Kanadzie. Można tu zjeść souvlaki, zatańczyć zorbę z nieznajomym i zakończyć wieczór bougatsą – czyli greckim ciastem z kre- mem, które wygląda jak croissant, ale smakuje jak Grecja.

Dla tych, którzy szukają czegoś naprawdę egzotycznego – polecam słynną dubajską czekoladę z pistacjami i kadayifem, która szturmem zdobywa Toronto. Dostępna jest w Dubaimo przy St. Clair West i wygląda jak złota sztabka. Nic dziwnego, że stała się hitem TikToka – wystarczy jeden kęs, byś poczuł się jak szejk z Mississaugi.

Na koniec warto zajrzeć do Kensington Market. To istny mikrokosmos kulturowy. Karaibskie roti sąsiadują z kolumbijską kawą, a syryjska baklava z jamajskim rumem. W każdej alejce kryje się coś innego – a raz w miesiącu organizowany jest tu Pedestrian Sunday, czyli dzień bez samochodów, pełen muzyki, ulicznych występów i jedzenia ze wszystkich stron świata.

Jeśli jesteś z Polski i zatęskniłeś za smakiem dzieciństwa, nie musisz długo szukać. Na Roncesvalles, w sercu polskiej dzielnicy, znajdziesz restauracje, w których pierogi są lepione ręcznie, a barszcz smakuje tak, jak u babci. Zresztą, jeśli zamkniesz oczy, usłyszysz język polski w każdej piekarni, kościele i na rogu, gdzie starsi panowie omawiają wyniki meczu reprezentacji. Tu odbywa się też coroczny Polski Festiwal Roncesvalles, który gromadzi ponad 300 tysięcy gości. Tak, dobrze przeczytałeś – więcej ludzi niż w całym Rzeszowie.

Jeśli marzysz o miejscu, gdzie światowe smaki spotykają się pod jednym dachem, to koniecznie zajrzyj do St. Lawrence Market. To nie tylko najstarszy i najsłynniejszy targ w Toronto, ale również miejsce, które National Geographic uznało za jedno z najlepszych targowisk świata. Ponad 120 stoisk z produktami z całego globu – od ukraińskich pierogów, przez francuskie sery, po japońskie sushi i świeże owoce morza z Nowej Szkocji. Możesz kupić oliwki z Grecji i jednocześnie spróbować lokalnych kanadyjskich wędlin. To kulinarny świat w wersji kompresowanej, a do tego pod dachem z historią sięgającą 1803 roku.

Mało kto pamięta, że Toronto nosiło kiedyś przydomek Hogtown, czyl Golonkowe Miasto. W XIX wieku działały tu największe zakłady przetwórstwa wieprzowego w kraju – mówiono, że miasto pachnie boczkiem o poranku. Firma William Davies Company, założona właśnie w Toronto, była w pewnym momencie największym eksporterem wieprzowiny w całym Imperium Brytyjskim. Ta-ki zapach sukcesu unoszący się nad miastem – dziś został tylko w pamięci, ale nazwa Hogtown pojawia się do dziś na szyldach pubów, lokalnych festynach i nawet w nazwach burgerów.

Jeśli jednak zamiast boczku wybierasz coś mocniejszego, odwiedź Distillery District. To dawna gorzelnia Gooderham and Worts, która w XIX wieku była największą destylarnią whisky w całym imperium brytyjskim. Dziś to labirynt brukowanych uliczek, czerwonych cegieł i loftów wypełnionych galeriami sztuki, butikami, kawiarniami i barami z prawdziwą szkocką, irlandzkim stoutem i autorskim koktajlem inspirowanym klonowym syropem. Można tu napić się lokalnego Ontario gin, a potem zjeść tapas w dawnej kotłowni. Wieczorem cała dzielnica rozbrzmiewa muzyką na żywo, a świąteczne jarmarki i letnie koncerty sprawiają, że chce się tu wracać o każdej porze roku.
To właśnie w takich miejscach, jak Distillery, widać najlepiej, jak Toronto potrafi łączyć przeszłość z przyszłością, zachód z wschodem, tradycję z nowoczesnością – i jeszcze doprawić to wszystko szczyptą alkoholu i muzyki na żywo.
Toronto to miasto, które można zwiedzać jak muzeum świata. To trochę jak lotnisko bez odprawy, gdzie co przecznica zmienia się klimat, kuchnia, język i zapach. Tu Chiny są blisko Indii, Grecja spotyka Koreę, a Polska dumnie trzyma się w centrum wspomnień o serniku, bigosie i najlepszym chlebie świata. W tym mieście nie trzeba mieć skrzydeł, żeby podróżować. Wystarczy karta metra – i apetyt. Często pomaga moje towarzystwo ;).
Zwiedzaj świat. Nie wyjeżdżaj z Toronto.

Anna Drutis
Twój Przewodnik po Toronto
anadrutis@gmail.com
647-772-7060

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: