Jak pięknie, że może być tak pięknie - Jordania (3)

Turystyka, wyczyn
Na ostatnim zjeździe zawisłam na linie nie potrafiąc ruszyć z miejsca. No to wiszę i wstyd mi strasznie, że dyndam jak podsuszona szynka na haku i nic nie mogę zrobić.
Ale jak w każdej patowej sytuacji i tu przychodzi przełamanie. Zjeżdżam w końcu w dół, odbijam się od skały i ląduję szczęśliwe przy Justynie i Czarku.
To był ostatni zjazd na tym wyjeździe, zapamiętam go na długo. Już wiem co to znaczy mieć galaretowate nie tyle nogi, co głowę, która nie umie zarządzić ciałem.
Po południu schodzimy mozolnie do wioski, a wieczorem docieramy do Wadi Musa.
Przed nami już tylko bardzo turystyczna część wycieczki.
Tak więc jak na turystów w Jordanii przystało, obowiązkowo odwiedzamy Petrę, która nazywana jest perłą Bliskiego Wschodu, zaliczana jest do siedmiu cudów świata. Wyjątkowe zestawienie cudu natury z dziełem rąk ludzkich. Kilkanaście monumentalnych budowli wykutych w olbrzymich skałach robi piorunujące wrażenie. Już sam wąwóz AS-SIK wprawia w zachwyt, a to dopiero zapowiedź niezwykłych doznań gwarantowanych podczas wędrówki w głąb Petry.
Miasto opuszczamy po zmroku, schodząc górzystymi wzniesieniami.
Rano ruszamy w dalszą drogę, w stronę Morza Martwego, podziwiając z okien samochodu pustynię - Wadi Araba. W oddali widać już Izrael i Egipt.
Po południu brodziliśmy w kanionie, a wieczorem wykąpaliśmy się w Morzu Martwym.
To oczywiście wielka atrakcja turystyczna. Słynie z wysokiego poziomu soli i minerałów. Woda jest tak słona, że nie sposób się w niej utopić. I jednocześnie pływać też ciężko. Zasolenie wynosi około 30%, czyli Morze Martwe jest 35 razy bardziej słone niż Morze Bałtyckie!
Dryfujemy więc sobie w tych słonych wodach marząc o niebieskich migdałach. Można zapomnieć przez chwilę o swoim istnieniu, jakby człowiek pozbył się na chwilę ciężkiego ciała, a została tylko lekka dusza, która w połączeniu z myślowym niebytem tworzy zupełnie nowy paradygmat bycia. Można medytować bez końca, o ile nie ma się pokaleczonych rąk i poobcieranych nóg.
Kończyny zaczynają szczypać okrutnie. Ciało przypomina o tym, że przez kilka ostatnich dni, to skały były przeciwnikiem i przyjacielem zarazem.
Ale co tam pieczenie, jak tu człowiek niby jest, ale właściwie jakby go nie było. Podnoszę dłonie nad poziom wody i sobie płynę na otwartą przestrzeń myśli.
Jednak długo nie wytrzymuję. Nie umiem zignorować pieczenia. Wychodzę z wody, spoglądam pod nogi, a tam - solny kosmos. Chciałam sobie trochę polizać tę kryształową plażę, no ale, jakoś nie wypadało.
Przed nami jeszcze do przejścia Kanion Mujib, kąpiel w gorących źródłach i zwiedzanie stolicy Jordanii i okolic. Mamy na to trzy dni.
Wadi Muji to przepiękne formacje skalne, które tworzą wyjątkowo urzekający kanion wzdłuż rzeki. Część tras prowadzi dnem kanionu pośród krystalicznie czystej wody. Z wycieczki cieszą się nurkinie, pływacy i fotograficy. Ja wyrażam powściągliwy entuzjazm. Nie przepadam za wodnymi akwenami, choć doświadczenie wyjątkowe.
W Ammanie zwiedzamy Cytadelę Dżabal Al-Qala’at, która zachwyca monumentalnością i z której roztacza się niesamowity widok na miasto.
Na trasie wycieczki nie zabrakło również zwiedzania miasta Jerash, to jedno z najlepiej zachowanych rzymskich miast poza Włochami .
Prawdopodobnie miasto zostało założone przez Aleksandra Wielkiego lub Perdikkasa, jednego z jego wodzów (IV w. p.n.e.).
Za panowania Nerona, podczas powstania żydowskiego, miasto zostało kompletnie zniszczone.
Odbudowane za panowania rzymskiego, przeżywało swój złoty wiek za rządów cesarza Trajana (II w. n.e.).
I to z tego okresu pochodzi większość zabytków, które możemy obecnie podziwiać.
Królestwo Jordanii jest jednym z najbardziej bezpiecznych, spokojnych i przyjaznych turystom państw arabskich. Jordania jest pełna charyzmatycznego uroku, wypełniona po brzegi niesamowitą scenerią.
Po niespełna dwóch tygodniach wracamy do Toronto, które wita nas jesiennym wiatrem i deszczem. A przecież jeszcze chwilę temu, dosłownie wczoraj nie umiałam poradzić sobie z upałem.
Rozsiadam się wygodnie na kanapie i dotykam ciągle porysowanych od wspinaczki dłoni. Pocieram je z sentymentem. Teraz, tutaj w domu, nie muszą szybko się goić, niech przypominają jak najdłużej o jordańskich przeżyciach.
Jutro pójdę sobie pomacać skały na lokalnym urwisku, zanurzę wzrok w horyzont, może uda mi się jeszcze na chwilę złapać w myślach, ten niebyt Morza Martwego, tę lekkość myśli z pustyni i radość zmęczenia.
--
Agata Kusznirewicz
Pegaz Art Production
Radio 7
justynaagata.blogspot.com
Comment (0)