Świat się kręci wokół wyborów

Po głębszym... namyśle
Ostatnie miesiące obfitowały w kampanie wyborcze w wielu kluczowych miejscach na świecie. Najpierw Stany Zjednoczone, później Kanada, a teraz w Polsce gorączka przedwyborcza trwa w najlepsze. Nawet Watykan wpisał się w ten trend i konklawe wybrało nowego papieża. Media dużo miejsca poświęciły informacjom o przygotowaniach do tego wydarzenia przypominając, że po każdej turze karty wyborcze są palone i z komina na placu Św. Piotra unosi się dym, czarny lub biały. Tym razem skończyło się na czterech turach głosowania. Miało być więcej, ale podobno Ursula von der Leyen wydała zgodę tylko na cztery emisje dymu w ciągu tygodnia. Wiadomo – cholerny zielony ład. W rewanżu za brutalną ingerencję Unii Europejskiej w ten watykański porządek, kardynałowie, na złość Europie, wybrali Amerykanina. Ot cała tajemnica wyboru nowego papieża. W mediach krążą też inne wersje zdarzeń, ale ja mam swoje, sprawdzone informacje.
A teraz krótka lekcja historii najnowszej: Mirosław Piotrowski, Waldemar Witkowski, Stanisław Żółtek, Robert Biedroń… pamięta ktoś? To nazwiska kilku kandydatów, którzy ubiegali się o urząd prezydencki w wyborach w 2025 roku. Pokazali się, podebatowali i zniknęli. Znikąd przyszli i odeszli w niepamięć. Piszę to, abyśmy zbytnio nie ekscytowali się trzynastką aktualnych pretendentów karmiących nas frazesami o tym, jak pięknie chcieliby urządzić naszą ojczyznę. Oczywiście świadomie i celowo wymieniłem tu nazwiska kandydatów, którzy uzyskali poparcie w granicach błędu statystycznego. Takich łatwo ignorować i nie traktować poważnie. Ale były i inne, ciekawe przypadki. Stan Tymiński, związany zarówno z Polską jak i z Kanadą, z hukiem wdarł się do krajowej polityki i w wyborach prezydenckich w 1990 roku uzyskał poparcie prawie 4 milionów głosujących, co zapewniło mu nawet udział w drugiej turze. I co? Nie był w stanie na trwałe zaistnieć w świecie polskiej polityki. Podobny los spotka zapewne dwunastu, spośród trzynastu aktualnych kandydatów na najwyższy urząd w państwie, więc nie ma sensu zbytnio przywiązywać się do ich obietnic. Ani do nich samych.
Wiadomo, że zwycięży Trzaskowski i jedynie o nim będziemy słyszeć przez kolejnych pięć lat. Równie pewne jak jego zwycięstwo jest to, że po pięciu latach rządów Trzaskowskiego ludzie nie wybiorą go na kolejną kadencję. Dawno już faworytem nie był człowiek tak bezideowy i tak często zmieniający poglądy w istotnych kwestiach. Powszechnie stosowana dziś metoda promowania kandydatów na najwyższe urzędy polega na tym, że mają mówić słowa miłe dla wszystkich, a na pytania odpowiadać wymijająco, żeby nikomu nie podpaść. Z byciem liderem nie ma to nic wspólnego, ale przecież nie o wybór lidera tu chodzi, ale o zabezpieczenie interesów swojego środowiska. I takie nijakie zachowanie, oczywiście przy wsparciu „wolnych” i „obiektywnych” mediów, powinno do zwycięstwa w obecnych wyborach wystarczyć. Jestem jednak przekonany, że najbliższe lata znacząco przemodelują polską scenę polityczną tak, że za pięć lat nikt już nie będzie chciał słyszeć o panu Rafale.
Tak więc w najbliższych dniach miliony Polaków oddadzą głos na Rafała Trzaskowskiego. Jedni zrobią to z pełnym przekonaniem, inni zrobią to na złość PiS. Na mój głos pan Rafał nie może liczyć. Pisałem już kiedyś na łamach „Życia”, że moim zdaniem, korzystniejsza dla Polski będzie sytuacja, w której rząd Donalda Tuska będzie musiał szukać kompromisu z prezydentem z innego obozu. Nie mam ochoty na jednowładztwo, zwłaszcza w wykonaniu Tuska. Chłodna kalkulacja oparta na analizie sondaży, nie tylko prezydenckich, ale raczej tych, dotyczących poparcia dla partii politycznych, wskazuje, że takim najsilniejszym anty-Trzaskowskim jest oczywiście Karol Nawrocki. Niestety, kandydat popierany przez PiS robi ostatnio wiele, aby tych wyborów nie wygrać, więc wynik jest raczej przesądzony. Zatem czeka nas w Polsce kilka lat niczym nieograniczonych rządów Donalda Tuska. Zapnijmy pasy, bo szykuje się ostra jazda w kierunku wyznaczonym przez Brukselę. Jedyny pozytyw najbliższych wyborów, jaki widzę, to rychły zmierzch kariery politycznej Szymona Hołowni. „Mam Talent” czeka!
Paweł Gębski







Comment (0)