W poprzek Kanady - 3

Z daleka od szosy (253)
Oczywiście zaraz na początku musiało się wtrącić „Murphy’s Law”, (jeśli coś może się nie udać, to się na pewno nie uda). Nastąpiła zmiana planów. Zamiast w dzikie ostępy północnego Ontario jedziemy najpierw na wschód. Na północy i zachodzie opóźnienia w montażu betonowych modułów. Pierwszy wyjazd to jazda wzdłuż H-wy 401. Walery był uszczęśliwiony. Podstacja w Oshawa jeszcze nie gotowa. Pierwszy przystanek w Brighton, potem Kingston, Alexandria, Ottawa, Drummondville i Villeroy już niedaleko Quebec City. Długość trasy1009 km. Skąd tak dokładnie pamiętam, mimo że działo się to 23 lat temu? Pozostały mi notatki i sprawozdania z każdej podróży. Mogę dokładnie powiedzieć, że 22 lutego 2000 roku o godz. 7:30 rano odebrałem terenowy Ford Explorer z wypożyczalni samochodów AVIS na Burnhampthorpe i Hurontario w Mississauga. Od 8:00 do 9:00 pakowanie samochodu w firmie. Odmierzone wcześniej wiązki tysięcy przewodów, urządzenia sterujące, komputery stacyjne, narzędzia. O 9:00 rano wyruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek „niedaleko”, 180 km w Brighton. Autostrada 401 znana jest każdemu mieszkańcowi Toronto. Problem to tylko wyjechać z miasta, potem już leci. Co prawda po dziewiątej rano korki nie są już takie duże jak w godzinach szczytu, ale jest to ciągle jedna z najbardziej zatłoczonych autostrad w Ameryce Północnej. O godzinie 11:00 przed południem byliśmy już w Brighton. Mam nadzieję, że policja nie będzie mi obliczać zależności czasu od odległości i wynikającej z tego prędkości. Jak by co, to powiem że kłamałem. Brighton to niewielkie miasteczko nad jeziorem Ontario przy autostradzie 401. Jest tam hotel, kilka restauracji, i niewiele więcej. O podstacjach wiedzieliśmy tylko, że znajdują się przy torach kolejowych. To nie były czasy wszechobecnego GPS. Trzeba było umieć czytać mapę i plan miasta, wiedzieć gdzie są i jakie strony świata i mieć poczucie kierunku. Przydało mi się tu doświadczenie z Polski z polowań i dobra pamięć terenu. Znalezienie modułów nie zabrało mi wiele czasu i od razu braliśmy się z
Walerym do roboty. Zaczynaliśmy od modułu technicznego, gdzie instalowałem komputer stacyjny i Walery mógł zacząć ładować go programem przeznaczonym dla tej podstacji. Ja, za pomocą tzw. „fish”, czyli płaskiego stalowego przewodu z zawiniętym końcem, przeciągałem wiązki cienkich przewodów do każdego modułu. Pod spodem betonowej konstrukcji znajdowały się metalowe kanały. Tam ułożone miały być wszystkie połączenia zapewniające działanie systemu. Nie było to łatwe. Bywało, że musiałem wczołgiwać się pod betonową konstrukcję, rozmontowywać tunel i uwalniać zaczepione przewody. Przeciągnięcie paru setek cienkich wiązek przewodów, wyciągnięcie ich z metalowej rynny przez niewielki otwór w podłodze każdej sekcji, zamontowanie wiązki w przeznaczonej do tego skrzynce, którą zakładałem jeszcze w Mississaudze i podłączenie poszczególnych przewodów do elektronicznych sterowników i czujników. O skali przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że spędziliśmy tutaj czas do 21:30 zanim skończyliśmy. Oczywiście było już ciemno, ale ruszyliśmy w drogę do Kingston – 117 km po autostradzie 401.Tam czekał na nas hotel Comfort Inn gdzie mogliśmy wygodnie odpocząć. Walery padł, ja poszedłem się jeszcze przejść.
Rano pobudka o 7:00. Hotelowe śniadanie tzw. „Continental breakfaest”. O 8:30 już na miejscu w podstacji bierzemy się do pracy. Jeden z systemów wykonawczych nie chce pracować, trzeba go wymienić. Kończymy o 17:30 i ruszamy do Alexandrii. To 223 km. Na miejscu jesteśmy późno, o 20:30. Część drogi to już nie autostrada. Alexandria znajduje się na drodze nr 34, w połowie drogi pomiędzy autostradą 401 i 417, która wiedzie z Ottawy do Montrealu. Nie jest łatwo odnaleść podstację. Nie jest łatwo znaleźć Alexandrię. Pomaga to, że wiemy iż musi znajdować się przy torach kolejowych. Po ciemku wszystkie boczne drogi wyglądają tak samo, a tu ktoś się najwyraźniej uparł, by Aleksandrię umieścić w prawdziwym labiryncie bocznych dróg. Wpada mi do głowy pomysł by sprawdzić czy główny inwestor i wykonawca nie ma danych lokalizacji na GPS. To bardzo ułatwiłoby odnajdywanie miejsca przyszłości. Mój ówczesny GPS pokazywał co prawda tylko kierunek w prostej linii do wyznaczonego punktu, bez dróg i ulic jak to jest obecnie. Było to jednak bardzo pomocne w poszukiwaniu w lesie więc i tutaj powinno pomóc, tym bardziej, że GPS pokazywał nie tylko kierunek do celu ale i odległość. W Alexandrii nie mamy dużo roboty. Część systemów była już założona wcześniej, tak że zajmuje nam to tylko godzinę i o 21:30 już jesteśmy w drodze do Ottawy. To tylko 105 km. Jest noc, pusto. Gnam po dziurawej drodze, wypatrując z uwagą czy na poboczu nie pojawi się gotowy do skoku jeleń czy łania. Przy 120 km na godzinę, takie spotkanie zakończyłoby naszą podróż. Według mapy po ok. 60 km powinniśmy wjechać na autostradę 417. Z ulgą witam oznaczenia wjazdu na 417. Walery śpi. Już po godzinie meldujemy się w hotelu. Ja idę jeszcze na obowiązkowy spacer, potem prysznic i spać. Walery śpi.
Cdn. Marek Mańkowski
Comment (0)