Grudniowe rocznice

pisane z pamięci
Dziś nieco o wydarzeniach znaczących karty grudniowego kalendarza.
Zacznijmy od “sąsiedztwa”. 17 grudnia 1773-go roku miało miejsce wydarzenie, które okazało się z biegiem lat kluczowe dla rozwoju świata zachodniego. Oburzeni polityką podatkową Monarchii Brytyjskiej amerykańscy koloniści wyrzucili do wody, w porcie w Bostonie, skrzynki z herbatą. Owo “Tea Party” było przysłowiowym urwanym “uchem od dzbana”, rozpoczęło proces emancypacji amerykańskich kolonistów spod władzy Londynu. Trzy lata później Amerykanie proklamowali niepodległość.
Jak zawsze w takich przypadkach, trwa debata czy rzeczywiście epizody takie jak ten wpływają na bieg historii. Pozwólmy sobie na rozrywkowe gdybanie, które nie jest jednakże kompletnie nieuprawnione. Jak wyglądałby dziś świat zachodni, gdyby w osiemnastym wieku Londyn prowadził bardziej pojednawczą a mniej ’rabunkową’ politykę wobec swych kolonii? Czy bardziej inteligentny monarcha, lub światlejsze kierownictwo rządu JKMości potrafiłoby zachować jedność kolonii z Metropolią? Czy gdyby zamiast USA na tym kontynencie istniała rozległa sieć brytyjskiej kolonii, zaistniałby w ogóle mechanizm tworzenia państwa zbierającego niejako kolonialne resztki francuskie i hiszpańskie? Czy pod brytyjskim protektoratem drogi niewolniczych, południowych i uprzemysłowionych, północnych stanów splotłyby się w jedno? Czy miałaby miejsce np. Wojna Secesyjna, która stworzyła podstawę nowoczesnego mocarstwa przemysłowego, gdyby zamiast w Waszyngtonie, centrum polityczne kontynentu leżało w dalekim Londynie?
Wyobraźnia podsuwa obraz czegoś na kształt dzisiejszej Kanady, tyle że sięgającej pogranicza Meksyku. Meksyk jednakże byłby znacznie bardziej wysunięty na Północ (z Nevadą, Nowym Meksykiem czy Arizoną); być może samodzielnymi państwami byłyby Teksas i Kalifornia. W końcu proces zjednoczenia w jeden organizm polityczny państw latynoskich, o jakim marzył Boliwar, rozbił się o lokalne partykularyzmy, w Peru, Kolumbii czy Wenezueli nie było bowiem poczucia tego zewnętrznego zagrożenia, które zmusiło amerykańskich kolonistów do współpracy przeciwko dyktatowi Londynu. Ameryka Północna byłaby więc może taką samą mozaiką polityczną, jaką od momentu zrzucenia kolonialnej zależności od Hiszpanii jest Ameryka Łacińska. Dodatkowo warto postawić pytanie o rolę Rosji na tym kontynencie, Rosji usadowionej mocno na Alasce, której nie byłoby komu sprzedać!
Ameryka byłaby więc zapewne brytyjską, kontynentalną kolonią jak… Australia, natomiast najprawdopodobniej nie istniałaby wcale… Kanada. Lojalność Quebecu wobec Londynu, dzięki której Londyn w ogóle zachował posiadłości po tej stronie Atlantyku - bez zagrożenia “anty-religijną” Republiką Amerykańską - mogłaby wyglądać nieco inaczej; nie byłoby też potrzeby tworzenia żadnych Zjednoczonych Prowincji. W latach konfrontacji Imperium Brytyjskiego z Francją francuska dywersja skupiałaby się najpewniej na podburzaniu pobratymców, zamieszkujących ziemie nad rzeką Św. Wawrzyńca. Nasza hipotetyczna „Brytyjska Ameryka” spokojnie wzięłaby dzisiejsze kanadyjskie prowincje na preriach, nie istniałby bowiem ideologiczny przeciwnik dla brytyjskich interesów na północy kontynentu. Ciekawa wizja geopolityczna, nieprawdaż?
Polskie grudnie
Niestety, grudzień w dziejach Polski należy do miesięcy znaczonych dramatycznymi wydarzeniami, których negatywne konsekwencje odczuwamy po dziś dzień. O kulisach wprowadzenia stanu wojennego w roku 1981 nadal nie mamy pełnej wiedzy, nie został też on do tej pory rozliczony ani prawnie, ani historycznie. Nadal karmi się jednak Polaków propagandowymi bzdurami o “honorowych generałach”.
17 grudnia minie kolejna rocznica “Wydarzeń na Wybrzeżu”, czyli masakry robotników przez “ludową władzę” w roku 1970. Strzelanie do ludzi nie stanowiło dla decydentów komunistycznych żadnego problemu. Władzy raz zdobytej nie zamierzali oddawać. Zmiana ekipy rządzącej, odsunięcie Gomułki i zastąpienie go “technokratą” Gierkiem miało oczywiście swoje dalekosiężne konsekwencje, lecz w niczym nie naruszało istoty systemu. Paradoksalnie, większe otwarcie technologiczne PRL przyspieszyło jedynie kolejne kryzysy i doprowadziło do krachu gospodarczego niewydolnej gospodarki nakazowo-rozdzielczej.
W sferze politycznej reżym Gierka był bardziej pro-sowiecki niż ekipa Władysława “Ociemniałego”, Polska stała się gospodarczym zapleczem szykującej się poważnie do wojny sowieckiej machiny. O tym, że Sowieci planowali wysłać LWP na pewną śmierć w ataku na Danię, wspominał niedawno polski generał Skrzypczak. Znakomicie jednak działała propaganda, mistrzowsko wykorzystująca radio i telewizję, która tworzyła wrażenie nowoczesności i sukcesu. Dynamiczne otwarcie na potrzeby konsumpcyjne wyposzczonej ludności szybko się załamało. “Propaganda sukcesu” była jedynym w zasadzie sukcesem dekady gierkowskiej, i to sukcesem który przetrwał o ćwierć wieku sam PRL. Do dziś wszak żyją ludzie, którzy uważają iż lata 70-te były złotym okresem najnowszych dziejów Polski, kiedy żyło się dostatniej. I z łezką w oku wspominają Polskie Fiaty, wyjazdy do pracy na Zachód, kolorowe telewizory i Pewexy.
16 grudnia mija rocznica wydarzenia, które ponurym cieniem kładzie się na całej historii II RP. Tego dnia zamordowany został w gmachu “Zachęty” nowo wybrany, pierwszy prezydent Rzeczpospolitej, prof. Gabriel Narutowicz. Tworzący się system polityczny odrodzonej Rzeczpospolitej, zadawniony spór ideologiczny między socjalistami a narodowcami, w kontekście wyborów prezydenckich roku 1922-go uwolnił ogromne pokłady złych emocji i nienawiści. Obóz narodowy uznał elekcję Narutowicza za zdradę interesów narodowych Polaków. Ideologiczne zacietrzewienie było tak wielkie, iż Eligiusza Niewiadomskiego zabójcę prezydenta Narutowicza, część środowisk narodowych uważało za świętego męczennika. Polska wchodziła w niepodległy byt państwowy poważnie i głęboko podzielona. Echa tych podziałów słychać i dziś.
WW-W
Comment (0)