W poprzek Kanady - 4

Z daleka od szosy (254)
O 8 rano, po hotelowym śniadaniu jesteśmy na podstacji. Jedna z większych. Piętnaście modułów. Znajdują się wśród masy torowisk. Z tyłu dworzec główny Ottawa. Widać pasażerów na peronach. Tu niespodzianka. Dostęp zamknięty, nie ma klucza. Po porozumieniu z biurem jedziemy dalej, wrócimy tu w powrotnej drodze. Straciliśmy jednak 2 godziny i z Ottawy wyjeżdżamy dopiero o 10:00. Do przejechania 300 km, w tym przez Montreal co zawsze zajmuje czas. Do Drummondville dojeżdżamy o godz. 12:30 po południu. To niezły czas. Montreal nie był zbyt zapakowany korkami co było niespodzianką. Przejeżdżamy miejską autostradą do tunelu pod St. Lawrence River. Byłem tu już kilka razy. Lubię Montreal, zatrzymywałem się z dziewczyną na ulicy St. Denis, gdzie znajdują się tzw. „Bed & Breakfast”. Rano podawane są na stylowym balkoniku świeżo upieczone crosainty, ser i kawa, a potem piechotą można pójść na zwiedzanie miasta i „starówki” z kadterą Notre Dame jak przeniesioną z Paryża, a może nawet ładniejszą bo z gwiazdami z 24 karatowego złota na całym stropie. Brakowało mi tych gwiazd gdy po latach odwiedziłem autentyczną Notre Dame w Paryżu. Obok katedry w Montrealu znajdowała się polska restauracja z pysznym czerwonym barszczem z uszkami. Tym razem nie był to czas na zwiedzanie, a i towarzystwo nie to (zdecydowanie wolę na noclegu w Bed & Breakfast ładną dziewczynę, a nie kumpla z pracy). Podstacja w Drummondville nie była wpełni ukończona. Nie ma schodów do poszczególnych modułów i trzeba się wspinać
dobre półtora metra. Budujemy sobie zaimprowizowaną rampę i jakoś idzie. Po przeciągnięciu wszyskich przewodów i zainstalowaniu wyposażenia okazuje się, że Walery zapomniał zasilacza do laptopu z hotelu w Ottawie. Ładowanie komputera podstacji, czyli tzw „downloading” zajmuje godzinę 20 min. Bateria na pewno nie wystarczy. Jadę szukać sklepu. Na szczęście jeszcze otwarty, ale cena zasilacza to 150 dol. W ruch idzie karta kredytowa firmy, wracając oddam zasilacz w sklepie, a w Ottawie odbierzemy stary z hotelu. Wracam, jest już ciemno. Walery stoi na zewnątrz na śniegu. Ma minę jak by go spotkały wszystkie nieszczęścia świata. Mam złe przeczucie, pytam co jest. Przeczucie się sprawdziło. Murfy’Law znowu znalazło zastosowanie. Walery mówi, że zatrzasnął jedne z drzwi. Uff. Stalowe drzwi w betonowym module, który może rozwalić tylko bezpośrednie uderzenie bomby. Pięknie. Przy nie załadowanym komputerze stacyjnym a już zainstalowanych zamkach nie ma możliwości by zatrzaśnięte drzwi otworzyć. Byliśmy na to ciągle szczególnie uczulani. Do środka można się teraz dostać tylko z pomocą palnika acetylenowego. Znamy nawet koszt całej operacji: 2000 dol. Walery jest załamany ale mówi, że to jeszcze nie wszystko. „Co jeszcze”? – pytam zimno. Zatrzasnął jeszcze drugie drzwi. „Walery” – mówię przez zęby – „czy wiesz, że właśnie straciłeś 4 tysiące dolarów”. „Wiem” – mówi z rozpaczą i łzami w oczach. Już nie potrafię się na niego wściekać. Na dworze ciemno, mróz 20 stopni, śnieg po kolana i problem do rozwiązania…
Mam takie motto: „ JAK NIE WIESZ JAK COŚ ZROBIĆ TO ZACZNIJ TO ROBIĆ I NIE REZYGNUJ”. Zatrzaśnięte drzwi mogły nas zatrzymać na parę dni. Wziąłem dwa najprostsze narzędzia: młotek i płaski śrubokręt. Zacząłem próbować bez specjalnej nadziei na powodzenie. Elektryczne zamki, specjalnie sprowadzone z Niemiec dla tego projektu, miały być nie do pokonania. I nagle „klik”, drzwi stanęły otworem. Powtórzyłem to przy drugich drzwiach. Tę samą kolejność czynności ten sam nacisk i manewr i znowu „klik”. Kolejne drzwi otwarte. Nie napiszę, co dokładnie robiłem. Te zamki ciągle tam są. Idę do Walerego, który siedzi załamany w samochodzie, pokazuję mu otwarte drzwi. Nie może uwierzyć. Patrzy na mnie jak na Boga. Już nigdy później (poza jednym przypadkiem) nie miałem z nim kłopotów na trasie. W końcu zaoszczędziłem mu 4000 dol. Po powrocie, w firmie rozebrałem zamek na części by zobaczyć, co spowodowało jego otwarcie. To był absolutny przypadek. Pół milimetra w górę lub w dół, nie taki nacisk lub zbyt mocne potraktowanie i zamek by się nie otworzył. Menadżer projektu Kevin, zadecydował, że nie będziemy tego meldować. Wymiana wszystkich zamków od oceanu do oceanu to koszt setek tysięcy dolarów i strata masy czasu. Było mało prawdopodobne by ktoś mógł powtórzyć to, co zrobiłem. Umiejętność ta przydała się jeszcze kilka razy, ale o tym później. Zatrzaśnięte drzwi i brak rampy to nie był jedyny problem w Drummondville w prowincjii Quebec. Okazało się, że dodatkowy moduł techniczny dołączony do zestawu nie ma zainstalowanego metalowego kanału dla przewodów. Kabli od sytemu security nie można po prostu przeciągnąć pod spodem, zbyt łatwo było by je przeciąć. Ten problem zostawiam na później. Jest dwunasta w nocy, jesteśmy na nogach od siódmej rano. Jedziemy do hotelu. Oczywiście Comfort Inn. Walery poszedł od razu spać, mnie poniosło jak zwykle na spacer.
Cdn. Marek Mańkowski
Comment (0)