•   Wednesday, 22 Oct, 2025
  • Contact

W poprzek Kanady - 10

Z daleka od szosy (260)

W poprzek Kanady - 10
Wawa. Miasteczko  położone w jednym z najpiękniejszych miejsc w Kanadzie. Jeśli ktokolwiek jechał drogą nr. 17 na wieleset kilometrowym odcinku pomiędzy Sault Ste. Marie  i Thunder Bay przyzna mi rację. Miejsce to zauroczyło też parę Polaków Marka Kozika i jego żonę Teresę. Marek był jednym z tych którzy odnieśli w Kanadzie sukces. Jego firma budowlana otrzymywała kontrakty nie tylko w Ontario. Tereska prowadziła restaurację w okolicy Brytania Rd. i Tomken w Mississauga.
Pewnego dnia kilka lat temu zostawili to wszystko i kupili motel w Wawa, a właściwie nie w samym miasteczku tylko ok 4 km przed. Nie był to ślepy wybór. Znali te tereny. Zwłaszcza Marek, który poluje i nasza znajomość zaczęła się lata temu gdy zakładaliśmy Polski Klub Myśliwski. Zaszyć się tak daleko od cywilizacji wymaga specjalnego charakteru. Marek i Teresa mieszkają tam już od wielu lat. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem ich tam, było to wiele lat temu. Do mojej dziewczyny przyjechała wtedy z Polski na wakacje koleżanka Joanna. Asia chciała zobaczyć prawdziwą Kanadę, więc zapakowałem canoe  na przyczepę, podczepiłem do jeepa i ruszyliśmy na Północ. Pierwsza noc była w Sault Ste. Marie, a druga właśnie w Kinnowabi Pines Motel Marka i Teresy Kozik w Wawa. Marek następnego dnia zawiózł nas daleko w górę rzeki razem z canoe i mieliśmy wspaniały spływ rzeką przez dzikie tereny Północy. Było to przeżycie, łącznie z wywrotką i suszeniem się na kamienistej wyspie. W okolicach Wawa miałem też jedną najgroźniejszych przygód z niedźwiedziem, który zaatakował mnie gdy sprawdzałem przynętę. Tylko celny strzał w głowę uratował mnie przed wcześniejszym zakończeniem moich wszelkich opowieści na raz na zawsze. Do dziś noszę naszyjnik z jego kłów, jako szczęśliwy amulet.
W Wawa znajduje się też motel innych moich wieloletnich przyjaciół: Wacka i Ewy Wałaszków. Nocowałem u nich gdy przeprowadzałem się z powrotem  do Mississauga po sześciu latach w Calgary. Ich motel jest najczyściejszym z moteli Kanady włączając w to znane marki hotelowe. Był to prawdziwy odpoczynek po długiej trasie. Wielką zaletą dalekiej północy Ontario jest także to, że wszędzie można rozbić namiot, rozpalić ognisko, spuścić na wodę canoe, łowić ryby. Prawdziwy raj dla szukających przygód i zmęczonych skomercjalizowanymi polami namiotowymi.
Jeden z wysokich dostojników kościoła będąc nad jeziorem Superior, zauroczony nim powiedział: „spójrzcie dookoła siebie, na wzgórza i drzewa i świeżą wodę jeziora, podnieście głowę do góry i zobaczcie niebo rozpostarte nad tym wszystkim bez kolumn czy wsporników. Natura jest fundamentem wszystkich religii i to jest najwspanialszy kościół, w jakim człowiek może się modlić”.
Do Tunder Bay dojechaliśmy o 15:30 i z marszu udaliśmy się na podstację. Znajdowała się w mieście, przy stacji kolejowej. Tylko trzy unity. Do godziny 20.30 instalacja systemów była zakończona. Teraz do hotelu. Jutro ruszamy dalej na północ i na zachód.
3 marca 2001, godz. 06.30, Thunder Bay. Schodzimy na śniadanie do hotelowej restauracji. Nie było wczoraj wiele czasu by zwiedzić miasto a dzisiaj ruszamy zaraz w drogę. Byłem tu już kiedyś przejazdem, jadąc na polowanie na łosie i jak się okazało będę jeszcze nie raz. Historia tego miejsca zaczyna się 11 tysięcy lat temu. Ulokowane w środku kontynentu i na początku rejonu wielkich jezior zawsze stanowiło miejsce spotkań szczepów indiańskich i miejsce handlu między nimi. Wiadomo ze studiów paleoindiańskich, że przybywały tu na spotkania i handel szczepy aż z południowych stanów obecnego USA. Pierwsi Europejczycy przybyli tutaj w XVII wieku i od razu założyli punkt skupu skór i futer. Nazywali to miejsce Baie de Tonnerre lub Thunder Bay. W 1798 roku North West Company wybudowała tu Fort William nad Kaministiquia River. Natychmiast ożywiło to cały rejon i na stałe osiedlili się tu szkoccy handlowcy, francuscy traperzy i wędrowcy i tubylczy traperzy. Niedaleko Thunder Bay, może 50 km na wschód i ok. 8 km na północ drogą Loon Rd. znajduje się kopalnia ametystu. Kopalnia to może za dużo powiedziane. Za trzy dolary można tam poszukiwać samemu ametystu i często znaleźć. Za zanaleziony ametyst trzeba oczywiście zapłacić, ale nie są to oszałamiające sumy. Wracając kiedyś z Calgary zrobiłem sobie przerwę i odwiedziłem to miejsce. Przywiozłem stamtąd wielki kamień pełen kryształów ametystu. Ułożyłem go wśród innych kamieni z całej Kanady, na brzegu „pondu” czyli stawu, który zrobiłem w swoim ogrodzie i gdzie znajdował się kamień, a raczej głaz z każdej prowincji kanadyjskiej. Kiedy rozstawaliśmy się z moją dziewczyną rozłupałem go na pół i do tej pory trzymam swoją połowę błyszczącą niebieskimi kryształami.Wrócę jeszcze do tego ciekawego miasta i jego okolic.
CDN. Marek Mańkowski

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: