•   Wednesday, 22 Oct, 2025
  • Contact

W poprzek Kanady - 13

Z daleka od szosy (265)


Zaczynają się prerie. Nigdy ich przedtem nie widziałem. I tak naprawdę to ciagle nie widzę, ale wiem że już są. Nie mogę doczekać się ranka by je zobaczyć. Wychowany na książkach o Indianach, kowbojach i bizonach miałem o nich swoje wyobrażenie. Teraz wyobraźnia miała się sprawdzić z rzeczywistością, ale na to trzeba będzie poczekać do rana. Już zrelaksowani po małej przygodzie z wilkami, nagle po prawej stronie, na północnym niebie zauważamy błysk, potem drugi , a potem nagle całe niebo północne zalewa białe pulsujące światło, jak wykres EKG. To zorza polarna. Natychmiast odechciało się spać. Spektakl nie trwał długo i znowu ogarnęła nas ciemność rozświetlana tylko długimi światłami samochodu. A potem jeszcze jedna łuna na niebie, ale to już światła Winnipeg, widoczne na długo zanim tam dojechaliśmy. To jedna z właściwości jazdy nocą przez prerie. Wśród całkowitych ciemności nagle na niebie pojawia się blask światła, jak zamknięta kopuła. A potem, „już” po ok. 100 km okazuje się, że są to światła miasta. Jest już dobrze po północy, gdy dojeżdżamy do Winnipeg. Hotel na szczęście znajduje się na obrzeżach miasta. Teraz już tylko prysznic i spać. Mimo, że było po północy gdy przybyliśmy do hotelu w Winnipeg, o 06.30 byliśmy już na nogach, a o 0700 w drodze do Portage la Praire. Miasto, jak sama nazwa wskazuje, jest „bramą” na prerie. Tu rozwidlają się szosy. Trans-Canada H-wy mający tutaj nr 1 wiedzie prosto na zachód. Szosa nr 16 odchodzi pod skosem w górę na północny zachód. Kiedy w 1988 roku przyjechałem do Kanady prerie często były tematem rozmowy. Czytało się o nich w tych niewielu książkach, które były dostępne i zawsze chciałem je zobaczyć.
Gdy poznałem wystarczająco język angielski wypytywałem kolegę w pracy o wrażenia z jazdy przez prerie. Był to Ernie, starszy pan, który miał rodzinę w Saskatchewan. Twierdził, że nie ma tam nic ciekawego. Że jest płasko i nudno. Ja jednak zawsze chciałem to płaskie i nudne zobaczyć choćby raz, a nie tylko słyszeć w opowiadaniach. Teraz prerie rozciągały się przede mną, prawdziwe i płaskie. Pierwsze co mi się nasunęło na myśl gdy opuściliśmy już Winnipeg to lekcja rysunków szkole w Polsce lata temu i nauka o perspektywie. Rysunek drogi zwężającej się w dali, aż stała się jednym punktem na przecięciu dwóch linii. Po raz pierwszy mogłem przyjrzeć się temu w naturze. Szosa, prosta jak strzelił i płaska faktycznie stawała się jednym punktem w oddali.
I jeszcze jedno - pociąg. Pociągi towarowe w Kanadzie mają w składzie często więcej niż 120 wagonów i w Ontario, stojąc przed przejazdem kolejowym wydaje się, że ten pociąg nigdy się nie skończy. Tego ranka, w marcowym blasku słońca miałem okazję zobaczyć cały 150 wagonowy skład jednocześnie. Poruszał się w oddali, równolegle do szosy i wyglądał jak długi robak. I wcale nie zajmował zbyt dużo miejsca na tle odległego horyzontu. To mi dało skalę przestrzeni jaka mnie otaczała. I ta przestrzeń wcale nie była nudna. Po raz pierwszy zobaczyłem też na żywo charakterystyczne spichlerze, których widok odtąd miał nam towarzyszyć. Już o 08.00 byliśmy w Portage la Praire. Tak jak prerie, tak i miasto jest plaskie. Zjechaliśmy z głównej szosy, GPS doprowadził nas oczywiście do torów kolejowych wzdłóż których znajdowały się nasze podstacje światłowodowe. Tym razem było to w środku miasta, a raczej miasteczka według standardów europejskich.
Było dość ciepło i ziemia odmarzła. Była czarna jak węgiel i tłusta. Pomiętam takie miejsce z czasów dzieciństwa nad rzeką Słupią w Słupsku. Czarne, gęste, tłuste błoto przeciskało się między palcami gołych stóp. To była taka właśnie ziemia. Jechaliśmy między torami i trzeba było włączyć napęd na wszystkie koła by się nie zakopać. Stacja kolejowa, jak ze starych filmów, masa torów, zwrotnic. Tory leżące prosto na ziemi. Podkładów nie widać, są przysypane. Sprawia to dziwne wrażenie, jakby szyny były tylko położone na ziemi. Za to łatwo przez nie przejeżdżać.
Okazuje się, że stacja kolejowa to historyczne miejsce. Powstała w 1893 roku. Zbudowano ją z lokalnej cegły i importowanego kamienia. Naprawdę warto było  to zobaczyć. Dowiedziałem się później, że 1 listopada 2002 roku podłożony przez podpalacza ogień prawie całkowicie zniszczył ten oryginalny budynek i trwa jego odbudowa. Ale to było później, teraz wzięliśmy się z Walerym do roboty i o 12.30 ruszaliśmy dalej do Neepawa.
Cdn.
Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: