W poprzek Kanady – 20

Z daleka od szosy (270)
Do Calgary wjeżdżamy jeszcze za dnia. Po prawej stronie widać skocznie narciarskie. Uświadamiam sobie, że to pozostałość po Olimpiadzie Zimowej w Calgary w 1988 roku. Pierwszej olimpiady na północ od granicy USA. 1988 to też rok w którym przyjechałem do Kanady. Jedziemy Trans Canada H-wy, który tutaj i przez wszystkie preriowe prowincje ma nr 1. Dopiero w Ontario zmienia się na nr 17. Podjeżdżam do hotelu. Tym razem jest to Lodge Inn. Ta sama sieć co Comfort Inn, z którą firma, dla której pracuję ma umowę. Wnajmujemy pokój. Zostawiam Walerego i jadę do przyjaciela Mirka. Dzwoniłem do niego z hotelu. Jest na miejscu. Zaprasza. Jest rozwiedziony, jak sporo z nas na emigracji, ja też. Spotykamy się, to wspaniałe uczucie, spotkać po latach kogoś, kogo się lubi. Poznaję jego dziewczynę. Potem jedziemy do niego. Jest u niego mama z Polski. Rozmowy trwają długo, szkoda, że tak mało mamy czasu. Walery został w hotelu. Mówił, że musi się wreszcie wyspać, ale wiem, że chciał mnie zostawić sam na sam z przyjacielem. Doceniam to, choć go namawiałem by poszedł ze mną. Uświadomiłem sobie nagle, że rano będzie 13 marca. Pojutrze są urodziny Elli. Muszę tam być. Zawsze byłem, odkąd ją znam, a to już ładnych parę lat. To tyle, jeśli chodzi o dalsze nie spieszenie się, bo praca skończona. Jest szósta rano, 13 marca 2001 rok. Dzwonię rano do Elli siostry, Renaty, taki tylko mam kontakt. Mówię, że będę będę jutro o ósmej wieczorem i pójdziemy z Ellą na kolację. Renata obiecuje, że przekaże. Nagle uświadamiam sobie, że w Toronto jest już 9 rano. Zostało mi 35 godzin na przejechanie 3500 km. Obiecałem żonie Walerego, że nie dam mu prowadzić samochodu, zresztą on się wcale do tego nie pali. Jechałem z nim parę razy jako pasażer w Mississauga i nigdy więcej. Ciągle jeszcze chcę żyć i obiecałem jego żonie, że on też wróci żywy. A to oznacza, że nie mogę dać mu kierownicy. Ale co zrobić by osiągnąć średnią 100 km/godz. na przestrzeni 3500 km? Apteka i tzw. wake-up pills, które jak słyszałem czasem używają kierowcy ciężarówek by nie zasnąć. Ruszamy ostro w drogę. Znowu prerie, ale nie tak całkiem płaskie jak w Saskatchewan. To „rolling hills of Alberta”, czyli po polsku „ toczące się wzgórza Alberty” i tak to wygląda. Tym razem jedziemy Trans - Canada H-wy nr 1. To dwupasmowa autostrada. Płaska i pusta. Chyba nikt nie myślał, że Ford Explorer, terenowy samochód, będzie się poruszał z prędkością do 190 km na godz. Prerie to była jedyna możliwość nadrobienia czasu. Kto powiedział, że prerie są nudne, wszystko zależy od szybkości z jaką się je pokonuje. Najpierw był Medicine Hat, potem, już w Saskatchewan, Moose Jaw, Regina, po raz drugi Portage La Prairie w Manitoba, Winnipeg. Musimy zajechać jeszcze na chwilę do Darwin, tej szopy przy torach, o której pisałem, niedaleko już granicy z Ontario. Dostaliśmy informację, że system nie działa. Trzeba to sprawdzić. Zajęło to niecałą godz. Już jesteśmy na granicy Manitoba/Ontario. Wydawało by się, że to już w domu, a to jeszcze 2000 km. Mijamy Kenorę. Zaczyna padać śnieg. Wyprzedzam jakąś ciężarówkę. Na krętej drodze i śniegu, szybkość dobrze powyżej 120 km/godz. Jest noc. Nagle majaczy mi nikły cień. Dobrze, że poluję, moja podświadomość wie co to jest zanim odbiera to rozum. Ostre hamowanie. Walery budzi się, szarpią go ostro pasy bezpieczeństwa. Dzięki wynalazcom za ABS. Gdyby nie to, nie zatrzymał bym się stopę (trzydzieści centymetrów) przed stojącym na środku szosy (w Ontario to już dwukierunkowa droga nr 17) ogromnym łosiem. Patrzyłem w lusterko, jak daleko jest ciężarówka, którą niedawno wyprzedziłem. Łoś spojrzał na mnie i zaspanego Walerego tym swoim najsmutniejszym na świecie, najbrzydszym pyskiem i po prostu sobie powoli odszedł. Brrrr. To było blisko... Ciężarówka na szczęście nie zdążyła, nie wiem czy by kierowca wyhamował taką masę na czas. Nie wiadomo kiedy zbliża się Thunder Bay. Staję na stacji benzynowej i już wiem, że muszę się chociaż trochę przespać. Zamykam oczy i odpływam. Gdy je znowu otwieram minęło ponad dwie godziny. W drogę i to szybko. Za Thunder Bay robię głupstwo wybieram szosę nr 11, przez North Bay, zamiast przez Wawa i Sudbury. To opowieści jednego z kolegów myśliwych, który twierdził, że tak jest szybciej. To nie prawda. Droga ciągnie się przez małe miasteczka i trzeba uważać. Kapuskasing, Timmins, North Bay, to miasta i miasteczka które zna każdy myśliwy z Ontario, przynajmniej z nazwy. Teraz już została tylko trasa z North Bay do Mississauga, to prawie 400 km. Jest 16:00. Czy zdążę? Muszę, obiecałem. Po zostawieniu w Toronto Walerego i reszty wyposażenia i narzędzi w Firmie, podjeżdżam do umówionego miejsca. Jest 20:05, jestem 5 min spóźniony. Ella udaje, że jest zła z tego powodu. Ja przecież nigdy się nie spóźniam. Jedziemy na kolację. Ta wariacka jazda nie była mądra, ale kierowanie się tylko mądrością byłoby nudne. Udało mi się nie zasnąć, prezent z ammonitem zrobił swoje. Rano 15 marca nareszcie zasnąłem zasłużonym snem i spałem długoooo...
Cdn. Marek Mańkowski
Comment (0)