Jak uciekłem grabarzowi spod łopaty

Wyznania ocalonego

Pewnego dnia w styczniu tego roku, poczułem się niedobrze. Osłabienie, zmęczenie, brak apetytu. Rodzina odwiozła mnie do kliniki, a potem do miejscowego, zupełnie nowego szpitala McGill na obserwację. Wcześniej, gdzieś w internecie natknąłem się na artykuł amerykańskiego adwokata z Ohio, pana Calendera, który został wynajęty przez pewną tamtejszą rodzinę, aby im pomógł zabrać ich ojca z kwarantanny szpitalnej do domu lub przynajmniej przenieść go do innego szpitala posiadającego lepszą reputację.

W trakcie swoich starań adwokat poznał tajne protokoły szpitalne dotyczące "leczenia" koronawirusa, które dzięki stronniczym mediom oraz materialistycznemu zaangażowaniu personelu szpitalnego, nigdy nie zostały upublicznione, a które były ściśle przestrzegane.
Po przybyciu pacjenta do szpitala pierwszą rzeczą, jaką się robi, jest badanie na obecność wirusa Covid. Badanie prawie zawsze jest pozytywne - ujawnił adwokat. Jeśli tak nie jest, przeprowadza się dalsze badania do momentu, gdy pacjent uzyska pozytywny wynik. Następnie zostaje on zabrany na kwarantannę, gdzie otrzymuje różne koktajle leków, które mają go ustabilizować, uspokoić, otumanić, uśpić.

Dieta jest uboga, w celu uzyskania lepszej skuteczności leków. Po pewnym czasie taki osłabiony, często śpiący już pacjent trafia na oddział intensywnej terapii i kończy na respiratorze, który niszczy mu płuca poprzez zwiększanie w nich ciśnienia powietrza. Po pewnym czasie respirator zostaje wyłączony, pacjent oddaje swój ostatni oddech, a szpital otrzymuje od państwa wielokrotne płatności za leczenie pacjenta na Covid.
Jest to dobrze zorganizowana zbrodnia, kłamstwo i propaganda, utrzymująca ludność w ciągłym strachu przed śmiercią. Autopsji się nie przeprowadza, lecz lekarze doskonale wiedzą na co “pacjent” zmarł. Zdrajców zwolni się z pracy i skompromituje.

W Niemczech przeprowadzono autopsje setek zmarłych i stwierdzono, że na Covid zmarło tylko około 2% osób poddanych autopsji po czym autopsji zaprzestano. Media dostały wolną rękę, by bez obaw donosić o niepotwierdzonych liczbach zgonów spowodowanych przez Covid, a przerażone społeczeństwo samo rzuciło się na zbawienne szczepionki przeciwko Covidowi.
Strach przed pandemią działa niezawodnie i zapewnia wysokie dochody producentom szczepionek, masek, plastikowych kombinezonów i strzykawek. Niestabilni moralnie lekarze pracują wtedy mało, za duże pieniądze. Wystarczy tylko chcieć i nie być zbyt wrażliwym. Starzy ludzie sobie przecież już na tym świecie użyli, więcej niż dość…
Na respiratorze zmarł niedawno wujek mojego zięcia w Montrealu. A w Nowym Jorku jedna pielęgniarka rozpłakała się w telewizji nad odzyskującym zdrowie sympatycznym pacjentem, którego jej tam w jej nieobecności w ten właśnie sposób zabili. Ale o niej dowiedziałem się dopiero po tym, jak przeżyłem swoją osobistą szpitalną historię na własnej skórze.
 
Zostałem przyjęty do szpitala około godziny 18:00. Dano mi wózek inwalidzki, okienko zamknięto i nikt już się mną nie zajmował. Było po zmianie, a taki stary dziadek jak ja tylko ich swoją obecnością irytował. Recepcja była pusta i zimna. Na parterze bez drzwi prowadzących na parking było minus 27 stopni, tak więc ja, jeszcze ciagle pełen życia i samowystarczalny, na wózku inwalidzkim, przejeżdżałem przez opustoszałą recepcję, marznąc.

O 20:00 udało mi się odkryć jeden ER (Emergency Room) z pustym, czysto pościelowym łóżkiem. Złapał mnie tam jakiś sprzątający, ale pozwolił mi tam przespać noc. Wydawało mi się dziwnym, że ten szpital, przepełniony pacjentami, jak się w TV deklarowało bez tchu, miał izby przyjęć wyczyszczone, pościelone i puste. Nie byłem jednak w nastroju do żadnych większych refleksji i w tym moim ER spokojnie sobie zasnąłem. Rano zamieszanie, a do oślepiająco oświetlonej sali, przy mnie, ciagle jeszcze na pół śpiącym na łóżku usiadla baryłkowata pie- lęgniarka, która nienaturalnie głośno krzyczała, że mam Covida i że robi na niego badania. Powiedziała ze mam Covid, zanim jeszcze rozpoczęły się jakiekolwiek badania, co mnie zaskoczyło. Dzień wcześniej zrobiłem badania w przychodni, wszystkie były negatywne, więc przekazałam tę wiedzę pie- lęgniarce. Zdezorientowałem ją, a ponieważ nie byłem w nastroju do wykonania nowego testu, zebrała się i ponura odeszła. To był koniec wszystkich testów.

Na drugą noc zostałem przewieziony do innego pokoju w Izbie Przyjęć, gdzie umieszczono na moim palcu klamerkę i poinformowano mnie, że mam niski procent jakiegoś ukrwienia tkanek i że to nie jest dobre. Przypomnialem sobie, że adwokat z Ohio też o tym mówił. Powiedział, że są na to jakieś dożylne, ogłupiające leki. Aby więc ułatwić dostarczanie tego dokrwawiajacego leku kro- plówką, zainstalowano mi stałą rurkę bezpośrednio do tętnicy, do pobierania leków, krwi itp (nadal mam ją w domu) i pozwolono mi zasnąć.  Ale o 23.00 tej nocy znowu był hałas, światło, jakiś facet zbierał moje rzeczy, wrzucał je do plastikowej torby i mówił, że idę o jedno piętro wyżej na kwarantannę.

Znów przypomniałem sobie tego adwokata z Ohio, którego pacjent również został poddany kwarantannie i nigdy z niej nie wyszedł. Członkowie jego rodziny zostali wówczas ukarani mandatem i ostrzeżeni przez policjantów pełniących służbę, że chorzy pacjenci nie mogą opuszczać terenu kwarantanny nawet na krok. I nagle wszystko zaczęło mi się wydawać niewygodnie zgodne z protokołami leczenia i ustaleniami tego adwokata z Ohio.

To dziwne badanie rano, głośne orzeczenie przez pielęgniarkę, że mam Covid jeszcze przed rozpoczęciem badania, a teraz w nocy przenoszenie na kwarantannę, postanowiłem to zmienić. Wyjaśniłem personelowi w plastikowych strojach, który nagle stłoczył się wokół mnie, że gubernator stanu Nowy Jork Cuomo był ścigany za to samo, co oni próbują mi zrobić i że wracam do domu. Zadzwoniłem do córki, ubrałem się i majestatycznie opuściłem ER na wózku inwalidzkim, przy niemej obserwacji wszystkich łapiduchów, którzy wyraźnie nie wiedzieli, jak sobie poradzić z tą sytuacją. Raczej nie widzieli tam jeszcze wielu awanturników, a staruszek, który od 35 lat pracował na ich Uniwersytecie McGill i wiedział zbyt wiele, nie wydawał się pasować do tego zestawienia. To, że ja, nieszczepiony, mogłbym kogoś zarazić, nie przyszło nikomu do głowy, a komentarz pielę- gniarki, że na górze mają lepsze szczepionki niż te zwykłe, tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że robię dobrze. Po drodze zauważyłem, że w "zatłoczonym" garażu szpitalnym stoi jedna pusta karetka i poza chichotami młodych pielęgniarek-rezydentek, wszędzie panowała kompletna cisza.

Wychodząc na parking zauważyłem jeszcze w recepcji starszego pana, silnie pochylonego na wózku inwalidzkim, słabo ubranego na temperaturę minus 27, śpiącego lub martwego, nie wiem. Nie ruszał się i nikt z personelu nie zajmował się nim, mimo że była już 11.00 w nocy. Zadrżałem na myśl o tym, jak ten nasz system opieki zdrowotnej dziwnie działa i że najlepiej byłoby w ogóle nie dostać się w ich ręce. Wsiadłem więc z dziewczynami do samochodu i szybko odjechałem do domu.

W domu było cieplutko, miękko i przyjemnie. Po kilku dniach kurowania grypy w łóżku, byłem znów zdrów jak ryba. Następnego dnia w półśnie usłyszałam jak mnie mój zaszczepiony syn przytłumionym głosem przeklina za opuszczenie miejsca, w którym podobno chcieli mi pomóc. Wiem, że chciał dobrze, ale zastanawiam się jak i gdzie nasi medycy faktycznie chcieli mi pomóc.  

Trzy dni bez jedzenia, stary, głupio wyglądający starzec, który dzisiejszemu młodemu pokoleniu wciąż wybiera ze wspólnego garnka? Moje wrażenie jest takie, że chcieli mi pomóc do grobu, żeby spieniężyć wielokrotną nagrodę za cowidowe zwłoki, nieszczepione, a więc, takie które są rzadkością w porównaniu ze szczepionymi. Mój biedny syn, choć pełen szczepionek i busterów, zachorował w następnym tygodniu i leczył swojego złośliwego Covida przez 3 tygodnie w ścisłej kwarantannie w swoim pokoju w domu. Mam wyrzuty sumienia czy przypadkiem to nie ja zaraziłem go tą grypą - ja, który tak wytrwale odrzucam jakąkolwiek ochronę zastrzykową…

Wiedza adwokata z Ohio była dla mnie bardzo przydatna. Jednak w przypadku ojca rodziny z Ohio, nie udało im się dziadka wy- dostać ze szpitala. Zmarł na respiratorze i mówi się, że ważył około 80 funtów. W rozmowie z pełnomocnikiem tamtejszego szpitala podobno mu powiedziano w cztery oczy, żeby nawet nie próbował, że tata w tym szpitalu zostanie. Wszystko legalne, poparte troską o zdrowie naszych bliźnich.

Podsumowanie: to jest skrócona historia tego, jak zsunąłem im się z łopaty. Pominąłem szczegóły, metody "uspokajania" osób, odrętwiania, chemikalia i metody przygotowywania osoby do respiratora, o których wspomniał prawnik z Ohio. Pielęgniarka w izbie przyjęć zapytała, jak długo przebywam w Kanadzie. Skłamałem, że to tylko 20 lat, a ona powiedziała, że w ciągu takiego okresu czasu mogłem się nauczyć lepiej mówić po francusku. Cóż, mogłem, ale na McGillu nie mówiło się wtedy po francusku, więc będę musiał jakoś już z tym wstydem dożyć.
Wysłałem za to do niej moją trójkę trójjęzycznych dzieci, a w domu wesoło dyskutowaliśmy o jej ciężkim angielskim akcencie.   
 

J.C.                              
Montreal, 10 czerwca 2022 r
Autor życzył sobie pozostać anonimowy

 

 

 

 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: