Rocznica Powstania Listopadowego

WW Historia

Rok temu na temat przebiegu konfliktu na Ukrainie można było pisać jedynie w tonie oczekiwania na totalną klęskę Rosji. Jej mocarstwowa pozycja miała być mirażem, rozpatrywano rozmaite warianty rozpadu, zapaści gospodarcej i finansowej. A Ukraina miała odzyskać i Donbas i Krym.
Dziś z wymuszanego optymizmu zostały niewygodne dla wielu „ekspertów” stosy śmieci. Wywiad gen. Załużnego dla "The Economist" otworzył wiele oczu. Już się z Rosjan nie śmiejemy. Polscy wojskowi wskazują, iż Rosjanie uczą się w boju, niejako powtarzając ciąg wydarzeń z lat 1941-1943. Poważni niemieccy eksperci oceniają, iż Rosja będzie zdolna do poważnej wojny konwencjonalne za 6 do 9 lat. W obecnej fazie wojny, określanej wojną na wyniszczenie Rosja może Ukrainę… zniszczyć. I zagrozić „nowym” członkom NATO.
Z Brukseli płyną tymczasem kolejne genialne pomysły „wspólnych” unijnych kontraktów, zakupów zbrojeniowych, produkcji i w ogóle polityki obronnej, omijającej NATO. Polska obronność miała by być zarządzana ze (spenetrowanej przez rosyjskie służby) Brukseli. I to w czasie, kiedy widać jak na dłoni, iż państwa Zachodniej Europy nie mają najmniejszej ochoty choćby częściowo przestawiać swojej ekonomii na wzmożoną produkcję obronną (wręcz tragiczne np. są poziomy produkcji amunicji), lecz patrzą krzywo na rozwój polskiej zbrojeniówki. W USA zaś Kongres nie akceptuje planów pomocowych Bidena dla Ukrainy, a po wyborach może nastąpić całkowity zwrot ku teatrowi Pacyfiku, kosztem naszej części Europy.
W takim kontekście poważne osobistości nowych polskich władz wypowiadają się publicznie, negatywnie o planach rozbudowy Wojska Polskiego, a założenia zbrojeniowe określają jako niepotrzebne i nierealne. Czy będą zatem znowu likwidowane jednostki, anulowane zamówienia i lansowana teza, iż „Obronią nas sojusznicy”?
Zbliża się nam kolejna rocznica Powstania Listopadowego, wojny z Rosją przegranej głównie na skutek słabości ducha politycznych liderów. Przypominam rocznicowy tekst z ubiegłego roku.
***
Wojna na Ukrainie, szczególnie zaś sposób prowadzenia działań wojennych przez obie strony, ma wielorakie konsekwencje. Zachodni politycy muszą zrewidować założenia, jakie przyświecały im w budowie tak zwanej nowej „architektury bezpieczeństwa“ Europy od momentu rozpadu ZSSR. Wszystkie one okazały się niczym więcej, niż stekiem bzdur, podlanych ideologicznym sosem wiary intelektualnych elit Zachodu w „koniec historii“. Gdyby nie klęska operacji rosyjskiej pod Kijowem, armie rosyjskie stałyby dziś najprawdopodobniej na granicy Polski, a rosyjscy dyplomaci debatowali w Paryżu i Londynie, a jaki sposób Unia i NATO mają zrealizować ultimatum Ławrowa z 17 grudnia 2021 roku, czyli de facto przywrócenie politycznej kontroli Kremla na obszarze na wschód od Odry.
Drugą sferą w której agresja Rosji i sposób prowadzenia działań obronnych przez Siły Zbrojne Ukrainy wymuszają rewizję dawnych założeń jest myślenie o prowadzeniu współczesnej wojny konwencjonalnej. Do kosza idą dawne założenia, wedle których likwidowano infrastrukturę obronną na wschód od Wisły, kwestionowano sens istnienia całych rodzajów broni, ograniczano zapasy strategiczne, a przede wszystkiem lekceważono procesy tworzenia rezerw ludzkich i ich szkolenia.
Zachowanie Paryża i Berlina sprawia, iż musi zostać zrewidowana naiwna wiara w automatyczną obronę Polski poprzez siły Sojuszu Atlantyckiego. Los Ukrainy dowodzi, iż bez posiadania własnych sił i środków, zdolnych do długotrwałej, idącej w tygodnie i miesiące obrony terytorium państwa, założenie auto- matyzmu pomocy europejskich sojuszników jest iluzją.
Historia jest nauczycielką życia. Okazuje się, iż w sytuacji Polski przydatne mogą okazać się doświadczenia z minionych konfrontacji zbrojnych z Rosją, nawet tych przegranych, odległych o prawie dwa stulecia.
Okazją do takiej współczesnej analizy przeszłości stała się kolejna rocznica wybuchu Powstania Listopadowego. Powstanie Listopadowe było w swojej istocie regularną wojną polsko-rosyjską. Współczesne wnioski z niej płynące opracował pracownik naukowy Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu, dr. Paweł Makowiec. Niepokoić muszą „Wnioski“. Fakt, iż ludzie zawodowo związani ze szkoleniem obronnym analizują temat działań partyzanckich jako elementu obrony Polski nie nastraja optymistycznie.
W.Werner-Wojnarowicz
***
„Mała wojna” w Powstaniu Listopadowym, wnioski na dziś
Powstanie Listopadowe 1830-31 na trwale zapisało się w świadomości historycznej Polaków, odgrywając znaczącą rolę w budowaniu obrazu walki o niepodległość w XIX w. Dzięki malarstwu historycznemu Wojciecha Kossaka niezmiennie kojarzone z prowadzeniem wojny regularnej i obrazami bitwy pod Grochowem 25 lutego 1831 r., czy też z ostatnią walką gen. Józefa Sowińskiego na Forcie Wola (Reducie nr 56 na zdjęciu) ) w czasie obrony Warszawy 6 września 1831 r. Warto jednak pamiętać, że w powstaniu stosowano również inne sposoby walki, charakterystyczne dla walki nieregularnej.
„Mała wojna" gen. Prądzyńskiego
Koncepcja wsparcia działań jednostek regularnych przez pododdziały partyzanckie wiąże się z działaniami dwóch wybitnych oficerów sztabowych, generałów Ignacego Prądzyńskiego i Wojciecha Chrzanowskiego, którzy pierwsze pro- pozycje prowadzenia tzw. małej wojny, przedstawili pod koniec 1830 r. Pomysł prowadzenia działań nieregularnych na zapleczu przeciwnika nie był nowym w polskiej myśli wojskowej XIX w. W tym miejscu warto wspomnieć koncepcję gen. Tadeusza Kościuszki i Józefa Pawlikowskiego, którzy przyszłą walkę o niepodległość widzieli w prowadzeniu masowych działań oddziałów nieregularnych (milicyjnych) z armią regularną. Miały na to wpływ nie tylko bezpośrednie doświadczenia Kościuszki z udziału w amerykańskiej wojnie o niepodległość, ale także analiza polskich doświadczeń z Konfederacji Barskiej 1768–1772 oraz Insurekcji Kościuszkowskiej 1794 r.
Prądzyński podjęcie działań nieregularnych na zapleczu przeciwnika postrzegał w ścisłym powiązaniu z działaniami regularnymi, które miały ponosić główny ciężar operacji, wiążąc w obronie większość sił ro- syjskich na przedpolach Warszawy i Modlina, a także podejmując działania zaczepne w korzystnej sytuacji. W efekcie podjęcia działań nieregularnych w tylnej strefie ugrupowania przeciwnika, a także działań głębokich na wschód od rzek Niemen i Bug, strona polska uzyskać miała szereg korzyści w skali operacyjnej poprzez znaczące osłabienie zdolności bojowej i rozproszenie potencjału determinowanych przez zakłócenie procesu zaopatrywania wojsk i konieczność wydzielenia przez Rosjan dodatkowych pododdziałów w celu ochrony linii komunikacyjnych i składów.
W celu koordynacji działań Prądzyński zaproponował podział obszaru działań na siedem stref operacyjnych, których granice oparto o rzeki, stanowiące naturalne linie potencjalnego oporu. Do każdej ze stref przydzielono szereg pododdziałów regularnych, łącznie z artylerią. Wynikało z wyraźnego rozdzielenia przez autora koncepcji dwóch odrębnych składowych efektywnych działań nieregularnych: działań pododdziałów milicyjnych (w dzisiejszym ujęciu działań ruchu oporu) i działań partyzanckich pododdziałów regularnych. Prądzyński możliwości powstania masowego ruchu oporu oceniał jednoznacznie negatywnie („ [...] do pierwszego rodzaju małej wojny nie było ani usposobienia, ani powołania"), jednak przy sprzyjającej postawie ludności istniała możliwość rozwinięcia partyzantki.
Działania nieregularne w powstaniu
Mimo przemyślanej koncepcji działań nieregularnych „mała wojna", początkowo nie była efektywnym wsparciem wojsk regularnych. Prawdopodobnie wynikało z szeregu przyczyn, np. z braku realnych możliwości przydzielenia wystarczających sił do prowadzenia operacji (ilustracją jest przydzielenie pododdziałów jedynie gen. Józefowi Dwernickiemu przeznaczonych do działań na wschód od linii Bugu), czy też problemów z wykorzystaniem potencjału osobowego straży i gwardii. Wskazać należy również fakt braku zrozumienia wśród zawodowych oficerów celów, charakteru i możliwości, które tworzyło prowadzenie „małej wojny". W grę mogło również wchodzić zbyt duże przywiązanie do klasycznych form i metod prowadzenia walki, o czym może świadczyć np. działanie ppłk. Antoniego Reszki w woj. lubelskim, który zamiast przepuścić bez oporu pododdziały rosyjskie i następnie przejść do uderzeń na ich linie komunikacyjne, wycofał się wobec podejścia Rosjan do woj. sandomierskiego.
Ostatecznie sprawdziło się rozwiązanie pośrednie, którego Prądzyński w swojej koncepcji nie przewidywał, a które polegało na tworzeniu regularnych oddziałów partyzanckich tworzonych na drodze zaciągu ochotniczego realizowanego przez przydzielonych przez Naczelnego Wodza na dany obszar oficerów. Do najbardziej spektakularnych przykładów należy oczywiście oddział partyzancki kpt. Józefa Zaliwskiego działający początkowo w woj. augustowskim, a następnie w woj. płockim, gdzie po wzmocnieniu efektywnie zakłócał komunikację pomiędzy elementami korpusu Dybicza w rejonie Puszczy Zielonej.
 W cieniu Zaliwskiego uważanego za najskuteczniejszego partyzanta powstania pozostaje szereg innych oddziałów, wśród których wyróżnia się Batalion Sandomierskich Strzelców Celnych mjr. Eustachego Grothusa. Dobrze uzbrojony, wyszkolony i dowodzony, działając w korpusie gen. Chrzanowskiego, był jednym z niewielu efektywnie potwierdzających prawidłowość założeń koncepcji działań nieregularnych Prądzyńskiego w tylnej strefie przeciwnika. Z kolei Batalion Strzelców Celnych Podlaskich ppłk. Michała Kuszella, przyłączony do dywizji gen. Franciszka Żymirskiego, traktowany był jak jedna z wielu jednostek regularnych i prowadził działania niezgodne z pierwotnym przeznaczeniem (wziął udział w bitwie pod Grochowem). Apogeum działań stanowiły wiosna i początek lata 1831 r., jednak po klęsce pod Ostrołęką i upadku Warszawy oddziały „małej wojny" podzieliły los armii powstańczej.
dokończenie na stronie 27
Wnioski
Działania nieregularne w powstaniu prowadziło ponad łącznie 7500 żołnierzy, co stanowiło znaczący potencjał bojowy. Odpo- wiednio zastosowany mógł stanowić duże zagrożenie dla rosyjskiego zaplecza, jednak z różnych przyczyn nie został częściowo efektywnie wykorzystany. Uzyskane doświadczenia stanowiły jednak podstawę do dalszego kształtowania polskiej koncepcji wojny nieregularnej, rozwijanej aż do swojego apogeum w czasie Powstania Styczniowego 1863-65.
Doświadczenia „małej wojny" z Powstania Listopadowego pozostają aktualne współcześnie, co potwierdziły również bieżące obserwacje konfliktu na Ukrainie. W subiektywnej ocenie autora za wniosek podstawowy z działań w 1831 r. należy uznać słowa gen. Wojciecha Chrzanowskiego sformułowane w 1835 r., które warto zacytować: „Samą wojną partyzancką może być nieprzyjaciel zniszczony i do opuszczenia kraju przymuszony wtedy tylko, gdy jego armia nie jest odpowiednia do wielkości kraju, który zajmuje. Lecz taki przypadek jest rzadki, tylko w połączeniu z wojną przez regularne wojsko robioną, można z niej obiecywać sobie korzyści."
Uwspółcześniając ideę Chrzanowskiego, działania nieregularne muszą stanowić w operacji obronnej element komplementarny (uzupełniający) i suplementarny (wspierający) względem działań pododdziałów prowadzących działania regularne (wojsk operacyjnych). Analiza działań powstańczych w zakresie prowadzenia „małej wojny" przynosi również szereg innych wniosków:
• w prowadzeniu działań nieregularnych teren nie posiada wartości taktycznej dla poddziałów i jego utrzymanie nie jest celem działania, priorytetem jest zakłócanie zaopatrzenia i dezorganizacja działania i komunikacji przeciwnika;
• należy dążyć do nasycenia obszaru operacji dużą ilością pododdziałów piechoty rekrutowanych na miejscu, odpowiednio wyszkolonych i uzbrojonych do działań nieregularnych;
• pododdziały przeznaczone do działań nieregularnych w obszarze tyłowym przeciwnika muszą posiadać środki transportu zapewniające mobilność na pożądanym poziomie w istniejących warunkach terenowych oraz dużą siłę ognia;
• pododdziały piechoty lekkiej prowadzące działania nieregularne muszą posiadać dużą swobodę realizowanych działań (zasada komplementarności i suple- mentarności);
• w Wojskach Operacyjnych należy dążyć do budowania świadomości i zrozumienia znaczenia działań nieregularnych w operacji obronnej;
• w operacji obronnej należy unikać podporządkowania w skali taktycznej pododdziałów lekkich przeznaczonych do działań nieregularnych pododdziałom Wojsk Operacyjnych i wykorzystania ich niezgodnie z przeznaczeniem (współdziałanie na poziomie operacyjnym zgodnie z zasadą komplementarności i suplementarności).

Dr Paweł Makowiec,

Zakład Obrony Terytorialnej Akademii Wojsk Lądowych im. Generała Tadeusza Kościuszki, Wrocław.

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: