„Nyet!” znaczy „Nyet!”

Taką depeszą informował Waszyngton ówczesny ambasador USA, a późniejszy szef CIA, William Burns, 'w skrócie’ opisując pozycję Kremla wobec amerykańskich planów (doktryna Brzezińskiego) ‚wyłuskania’ Ukrainy i osadzenia jej w NATO. Od tej pory nic się nie zmieniło w moskiewskim przekazie. Cele rosyjskiej Specjalnej Wojskowej Operacji będą osiągnięte - oznajmia rzecznik Piesków - tak czy inaczej. "Dyplomacja byłaby preferowaną drogą przez Kreml", ale jeśli „ktoś chce walczyć „do ostatniego Ukraińca”, to trudno - jak to brutalnie szczerze określił w trakcie wizyty w Kirgistanie prezydent Putin.
Trump stara się dogadać Ukrainę z Putinem. Jak dotąd bez rezultatu. Nie pomogły uśmiechy na Alasce. Z prostego powodu. Rosyjskie warunki - dziś w formie ’28 punktów’ - są dla Ukrainy nie do przyjęcia. A Moskwa nie ma żadnego powodu z nich rezygnować. Czas gra na korzyść Kremla, nie tylko na polu bitwy. Także gospodarczo, bo zachodni biznes wojną jest zmęczony, a w Rosji (jak donosi WSJ) czeka wielka kasa, jak choćby Sachalin II czy odbudowa Nordstreamu.
„Ofensywa dyplomatyczna przywódców Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii oddaliła ryzyko zostawienia przez USA Ukrainy na pastwie Rosji.” [www.rp.pl, 26.11.2025]
Nieomal co kilka dni, dowiadujemy się z naszych mediów o kolejnej rundzie negocjacji pokojowych między Unią a Ukrainą. I o kolejnym planie zakończenia wojny, przekazywanym Trumpowi. Zakończenia zwycięskiego. Żadnych cesji terytorialnych - żadnego Krymu czy Donbasu - agresor nie może być nagradzany za agresję. Do tego musi wypłacić reparacje na odbudowę zniszczonego kraju. Proste i logiczne.
Tu dochodzimy jednakże do sedna problemu. Wojna kosztuje, a amerykańskie fundusze (jeszcze od Bidena), się kończą. Wyliczenia są bezlitosne, dla utrzymania funkcjonowania państwowości ukraińskiej potrzeba ok 45 miliardów Euro, rocznie! Niby to nie jest dla Unii dużo - ale zawsze. Kto chce wydawać własne pieniądze. Poza Polską, oczywiście, gdzie min. Sikorski rzuca się z sumą $100 milionów na zakupy dla Ukrainy - dokładnie w chwili, kiedy cwaniacy w Kijowie tyle sobie na konta przelewają! Ale do rzeczy.
Komisja Europejska wpadła na genialny pomysł. Weźmiemy 140 miliardy Euro zam-rożonych aktywów Rosji (Banku centralnego) i damy Ukrainie. „Pożyczka”, bezwrotna, na poczet rosyjskich reparacji (po klęsce Kremla oczywiście!). Znowu nasz minister, Radek Sikorski jest „ZA!”
Jednakże pewien myślący polityk, premier Belgii De Wevert, ostudził zapalone głowy pytaniem o szczegóły. Np. o gwarancje. Jak informuje Rzeczpospolita:
- „De Wever zażądał od UE udzielenia Euroclear wiążących gwarancji na kwotę 185 mld euro (całkowita wartość rosyjskich aktywów zamrożonych w Euroclear) na wypadek, gdyby pożyczka stała się problematyczna lub gdyby sankcje wobec rosyjskich rezerw zostały zniesione.” [www.rp.pl]
Znowu, min. Sikorski już owe gwarancje Belgom publicznie oferował, ale inni politycy Europy okazali się bardziej wstrzemięźliwi. Bo to nie jazda na rowerze, ale poważne sprawy. Np. stabilność strefy Euro?
Dla tych z Państwa, których interesuje i stan Unii, i realia świata prawa i finansów, polecam znakomite wystąpienie premiera Belgii, Barta De Wevera. (Dostępne na YouTube). Prawdziwa uczta - słuchać odpowiedzialnego polityka, tłumaczącego rozmaitym ‚radkom’, z dozą specyficznego humoru, na czym polega ‚nieodpowiedzialność’ pomysłu owej ‚konfiskaty’.
*https://www.youtube.com/watch?v=CuLyyeYfCjA
Wiatr pod narty.
Tak, to ten czas, siadamy podekscytowani przed telewizorem, bo za chwilę na progu jakiejś kolejnej schanze pokaże się… Adam. Nie, nie, on nie skacze a szybuje, znowu przeskoczy kolejną granicę. A po nim Kamil, idealnie wychylony w locie, który jakby nigdy nie miał się skończyć, sięga po olimpijskie złoto! Podniebna poezja.
Eh, brakowało poetyckich porównań dla opisu polskich sukcesów w skokach. Wykrzykiwane przez komentatorów modlitewne „Leć! - Leeeć!” z nazwiskiem Małysza, Stocha (lub czasem Kubackiego i Żyły), niosły nas w trakcie zimowych sezonów przez ostatnie dwadzieścia pięć lat! Tak, Szanowni Państwo, przez ćwierć wieku skoki były naszym daniem głównym na bardzo skromnym ‚świątecznym’ stole sportów zimowych. Indywidualne, medalowe błyski pani Kowalczyk, goniącej po oblodzonych, leśnych trasach astmatyczne Norweżki czy sensacyjne medale panczenistów przykrywały systemową biedę kraju obojętnego wobec zimowych dyscyplin. Medale, dumne a puste deklaracje i powrót do siermiężnej rzeczywistości. Karuzele trenerów i prezesów. Brak szkolenia, brak strategii. Stąd to wręcz ubóstwienie skoczków, którzy wbrew realiom lokowali nas w gronie zimowych potęg. Czas jednak robi swoje. Mistrzowie zestarzeli się sportowo a następców nie ma. I koniec. Medialne ekscytowanie się miejscami w drugiej dziesiątce 18-letniego Kacpra Tomasiaka jedynie uwypukla stopień upadku polskich skoków. Cuda już były. Za chwilę dołączymy do Finów i Czechów, którzy także mają co sobie wspominać, podziwiając innych. Na skoczniach zaś królują jak zawsze, dobrze poukładani Austriacy, zaczepiani przez Słoweńców czy (jak to w sezonach olimpijskich bywa) Japończyków.
Cieszmy się zatem pamięcią Małyszomanii i olimpijskiej glorii Stocha, który z dziecięcą wiarą zapowiadał był swoje sukcesy. Mieliśmy farta od losu. Dziś skocznie należą do innych. Szkoda tylko tego zimowego nastroju wyczekiwania.
WW-W







Comment (0)